Publiczna Szkoła Podstawowa im. ks. Karola Konopki w Szczecynie

Dla dziecka, które musi zaakceptować pojawienie się młodszego rodzeństwa w rodzinie.

"Smoczuś Płomyk i jego rodzina"


Daleko, daleko stąd, wśród pięknych, wysokich gór sięgających aż do błękitnych obłoczków, była mała, urocza polana, porośnięta wonnymi ziołami. Na tej polanie, chociaż trudno w to uwierzyć, było skaliste miasteczko - Świetlikowo. W tym miasteczku, w samym środku znajdowała się zielona grota, w której mieszkała rodzina wesołych smoków. Mama - zgrabna smoczyca
o zielonych jak szmaragdy oczach i szczupłej talii, była po prostu piękna.
Nic dziwnego, trzy razy w tygodniu latała na smoczy aerobik. Tata - smok najpotężniejszy w całym miasteczku - to mistrz w zianiu ogniem na odległość. Swoje ogniowe umiejętności wykorzystywał najczęściej w kuchni, kiedy mama chciała ugotować coś pysznego. A robiła to znakomicie. Jej potrawy słynęły w całej okolicy, na przykład płonące lody miodowe z orzechami zostały przebojem lata. Lody te były przysmakiem najweselszego smoczka w rodzinie - synka Płomyka.

Rodzice dbali o swojego pupilka. Rozpieszczali, dogadzali. Mama wymyślała dla niego coraz wspanialsze smakołyki, a tata uczył tajemnej sztuki latania i ziania ogniem. Rodzice każdą wolną chwilę spędzali ze swoim ukochanym synkiem. Najczęściej zabierali go na wycieczki w głąb zaczarowanego lasu, gdzie przeżywali najdziwniejsze przygody.

O wspaniałych przeżyciach Płomyk opowiadał swojej ukochanej pani
ze smoczego przedszkola - Błękitnej Wróżce  i wszystkim smoczakom-przedszkolakom. Płomyk czuł się najszczęśliwszym smokiem na świecie.

Pewnego dnia Płomyk został sam w przedszkolu. Wszystkie smoczaki-przedszkolaki już dawno odleciały ze swoimi rodzicami, a Płomyk ciągle czekał. Był coraz bardziej smutny i niespokojny. Kochana Błękitna Wróżka gładziła go po głowie, pocieszała, przytulała. Trochę to pomagało, ale na krótko. Czuł, że stało się coś złego. Łzy napłynęły mu do oczu i wtedy w drzwiach stanął tata. Wyglądał, jakby wygrał milion w „smoko-lotku".

Nie do wiary, ja tu płaczę, a on się cieszy - pomyślał Płomyk. Czuł żal do rodziców.

-       Jak  mogliście o mnie zapomnieć! - krzyknął.

-       Nie zapomnieliśmy, tata przytulił zapłakanego smoczka. W domu czeka na ciebie niespodzianka - dodał.

-       Ciekawe, co to za niespodzianka? - myślał już udobruchany smoczek - Może płonące lody albo wata cukrowa albo smokomputer najnowszej generacji?!

W drodze do domu skrzydła niosły małego Płomyka, jak nigdy dotąd. Pierwszy wbiegł do domu i zaraz zajrzał do lodówki, ale nic pysznego tam nie było. Wbiegł do swojego pokoju, tam też nic nie znalazł.

Gdzie jest ta niespodzianka? Nagle usłyszał dziwne odgłosy dochodzące
z pokoju rodziców. Coś skrzypiało czy syczało? W drzwiach stanęła uśmiechnięta mama, przytulała coś, co skrzypiało. Tata dumny obejmował mamę. Synku to twoja siostrzyczka Ognisia, teraz będziesz miał się z kim bawić, powiedziała mama. Ognisia właśnie w tym momencie zaczęła głośno płakać.

To niemożliwe, moja mama przytula i kołysze to wrzeszczydło - pomyślał zdumiony i oburzony Płomyk, zakrywając uszy.

-       Ładna mi niespodzianka, to jakieś żarty! - próbował przekrzyczeć Ognisię.

Był zły, bardzo zły. Nie rozumiał, co właściwie się stało. Do tej pory mama tylko jego przytulała, dla niego przygotowywała smakołyki, to z nim tata latał
i ział ogniem.

A to wrzeszczydło nawet nie potrafi latać, a co dopiero ziać ogniem. Na dodatek jest małe i brzydkie, i ja mam się z tym czymś bawić? Niedoczekanie! - złościł się Płomyk. Dlaczego rodzice tak kochają tę Ogniśkę, czy ja już im się znudziłem? - smutno zrobiło się smoczkowi. Poczłapał do swojego pokoju. Było mu coraz bardziej smutno i przykro. Dwie ogromne łzy napłynęły do jego smoczych oczu i za chwilę rozpłakał się na dobre. Płakał i płakał coraz mocniej i głośniej. Wreszcie krzyknął ze złością:

-       Nie chcę tej głupiej Ogniśki! Nienawidzę jej! Zabrała mi mamę i tatę!

Zrozpaczony uderzył ogonem w stojącą na stoliku fotografię rodziców, rozwinął skrzydła i wyleciał przez okno. Zapadał zmrok, a mały smoczuś wzbijał się coraz wyżej ku błękitnym obłokom. Nagle zobaczył oślepiające światło, zwolnił trochę i patrzył, nie wierząc własnym oczom. Przed nim lekko unosiła się Błękitna Wróżka.

-       To pani? Pani potrafi latać? - wydusił zaskoczony Płomyk.

-       Przecież jestem wróżką - uśmiechnęła się i zbliżyła do wciąż zdumionego smoczka.

Usiedli na błękitnym obłoku. Płomyk spojrzał w dół. Widział całe Świetlikowo migocące ciepłymi ognikami. Zobaczył swoją zieloną grotę - ukochany dom
i w tym momencie przypomniał sobie o wrzeszczącej niespodziance. Rzucił się Wróżce na szyję i zaczął głośno szlochać. Wróżka delikatnie pogładziła smoczka po głowie i ciepłym głosem powiedziała:

-       Płomyku czas wracać do domu, czekają na ciebie rodzice i twoja mała siostrzyczka Ognisia. Wszyscy bardzo się martwią o ciebie.

Smoczek w jednej chwili przestał płakać i aż zionął ogniem ze złości.

-       No nie! I pani też mówi o tej głupiej, wrzeszczącej Ogniśce. Nie chcę jej znać, słyszy pani!? Ona zabrała mi rodziców, teraz jestem sam na świecie. A właściwie, skąd pani o niej wie?! - krzyczał rozdrażniony Płomyk.

-       Przecież jestem wróżką, już ci mówiłam - spokojnie odpowiedziała
i uśmiechnęła się tak pięknie - aż smoczkowi zrobiło się wstyd,
że wykrzykiwał do tak miłej i najłagodniejszej istoty pod słońcem.

Przestraszył się, że i ona przestanie go lubić. Błękitna Wróżka tymczasem uniosła swoją czarodziejską pałeczkę i powiedziała cicho :

-       Czary mary, raz dwa trzy

Mały smoczku, otrzyj łzy

Chwila to zaczarowana

Niech się grota stanie szklana!

Ledwo wypowiedziała ostatnie słowo, obłok, na którym siedzieli, zaczął płynąć i zatrzymał się dopiero nad smoczą zieloną grotą, która już nie była zielona tylko przejrzysta jak szkło.

Płomyk nie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa, patrzył szeroko otwartymi oczami ze zdumienia. To jego dom, widział wszystkie pokoje, kuchnię i lodówkę ze smakołykami. Spojrzał na swój pokój, zobaczył w nim mamę. Siedziała nieruchomo i patrzyła przerażonymi oczami w okno. Taty nie było. W pokoju rodziców w małej kołysce spała Ognisia.

Płomyk spojrzał na nią i pomyślał: całkiem ładna ta Ogniśka, ale i tak jej nie lubię. Znowu spojrzał na mamę. Siedziała dalej nieruchomo. Płomyk przeraził się, nigdy wcześniej nie widział tak smutnej mamy.

-       Co jej się stało - zapytał z przejęciem i gdzie jest tata?

-       Mama czeka na ciebie i bardzo się martwi, domyśla się, że uciekłeś, a tata szuka cię po całym Świetlikowie - odpowiedziała wróżka.

-       Aha - westchnął Płomyk i poczuł się dziwnie.

Z jednej strony żal mu było rodziców, ale z drugiej strony cieszył się,
że wreszcie myślą o nim, a nie o tej Ogniśce.

Jego rozmyślania przerwał głośny świst. Wróżka krzyknęła:

-       Uważaj!

Nad ich głowami przeleciało z ogromną szybkością coś białego, chichoczącego złośliwie.

-       Co to? - przestraszył się Płomyk.

-       To Zamrażak, nienawidzi ciepła. Wszystko co ciepłe zamienia w lód. Długo szukał Świetlikowa. Chroniłam to miasteczko, zasłaniałam błękitnymi obłokami, ale wszystko na nic. Znalazł je. Biada nam wszystkim - mówiła coraz słabszym głosem wróżka.

Płomyk rozejrzał się dookoła - piękne góry zamieniły się w lodowce, stawało się coraz zimniej. Zamrażak chuchał i dmuchał, chichotając przeraźliwie. Wróżka próbowała mu przeszkodzić. Podnosiła czarodziejską pałeczkę, ale jej magiczna moc malała. Zamrażak zbliżał się do zielonej groty. Zaskoczone smoki nie rozumiały, co się dzieje.

-       To nie żarty, nie pozwolę na to - krzyknął odważnie Płomyk.

Niewiele myśląc, zionął ogniem tak mocno, że wokoło zrobiło się gorąco i lód zaczął się topić, ale Zamrażak nie dawał za wygraną, chuchał jeszcze mocniej
i krzyczał piskliwym głosem:

-       Zaraz cię zamrożę, zamrożę całe Świetlikowo, a zacznę od twojej groty.

-       Nic z tego, tam są moi ukochani rodzice i moja mała siostra, nikt nie zrobi im krzywdy! Smoki, smoczaki wszyscy razem na Zamrażaka! - wołał Płomyk.

Smoki z całego Świetlikowa zaczęły ziać ogniem. Gorące płomienie otaczały Zamrażaka.

-       Ojojoj, ojojoj, parzy, gorąco, parzy, ojojoj, nie wytrzymam! - Zamrażak świsnął, wzbił się wysoko i zniknął.

Wszystkie smoki odetchnęły z ulgą. Zaczęły trzepotać z radości skrzydłami, sypać iskrami i machać ogonami.

Płomyk był szczęśliwy. Nagle poczuł, że ktoś go unosi. To tata podniósł go na swoich skrzydłach, obok leciała mama z Ognisią. Płakała z radości i szczęścia, że Płomyk wrócił i że jest takim odważnym smokiem.

Wieczorem zmęczeni, ale szczęśliwi usiedli razem przy stole w swojej zielonej grocie. Zajadali ulubione płonące lody miodowe z orzechami. Mama czule obejmowała Płomyka szczęśliwa, że już jest w domu. Tata trzymał Ognisię, która wpatrzona w płonące lody po raz pierwszy kichnęła i wypuściła mały ogieniek z pyszczka. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.

-       No może będzie jeszcze z niej porządny smok, już ja tego dopilnuję - powiedział Płomyk.

-       Jesteśmy tego pewni - zgodnie potwierdzili rodzice - Nie każda siostra ma takiego dzielnego brata.

Płomyk zamyślił się - mam wspaniałych rodziców, wcale im się nie znudziłem. Wróżka miała rację. Podszedł do okna, spojrzał w górę, na obłoku siedziała Błękitna Wróżka - ukochana, najmądrzejsza pani ze smoczego przedszkola. Wróżka uśmiechnęła się do smoczka.

-       Ach, jestem najszczęśliwszym smokiem na świecie - westchnął Płomyk.

Pliki do pobrania